logo

10 mar 2018

Rozdział 6

Głosy w głowie przez dłuższy czas były uciszone, jakby czaiły się i czekały na odpowiednią okazję, by wybuchnąć. Przez całe życie myślałam, że nie dotyczą mnie kobiece problemy tego świata - kłótnie w związku, zdrada czy też damski bokser. Wszystko to nie było czymś, czego miałam doświadczyć.
Pewnego pechowego wieczoru Seunghyun zjawił się bez swojego długiego, czarnego płaszcza, co niemal natychmiast uznałam za złą wróżbę. Kawałek materiału nie mógł wpłynąć na przeznaczenie i zmienić biegu rzeczy w zależności od tego, czy będzie znajdować się na barkach idealnego mężczyzny, czy zostanie rzucony w pośpiechu na podłogę.
Szał miał się dopiero zacząć, a ja miałam już dosyć. Psychika nie należała do najsilniejszych, a zeszłe miesiące całkowicie ją zrujnowały. Zachłysnęłam się ostatnio pozytywnymi uczuciami, które wypełniały mnie od środka. Naiwnie liczyłam, że tak będzie już zawsze. Wierzyłam w dobro ludzi; wierzyłam nawet w siebie! Demony przestały mnie gonić, zapominałam powoli o przeszłości... niestety, nie na długo. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Od mocno jarzącego się światła bolały mnie oczy. Czułam na sobie jego wzrok, więc uniosłam głowę, choć patrząc z perspektywy czasu, nie powinnam była tego robić. Jego spojrzenie wyglądało, jakby miał mnie za nędznego robaka, który niepotrzebnie i bez zaproszenia zjawił się w jego salonie; nie powinnam była tutaj być, drażniłam i wzbudzałam wstręt. Jego wzrok był najgorszym, jaki kiedykolwiek widziałam. Wzdrygnęłam się, ponownie kierując oczy ku dołowi, na dywan. 
Na dywan, który kosztował kilkanaście tysięcy dolarów. Chłopak niejednokrotnie zdążył mi o tym przypomnieć.
— Ja tylko... —  zaczęłam, jednak wiedziałam, że głos był zbyt cichy i niepewny; przełknęłam ślinę, odchrząknęłam i zaczęłam na nowo. — Chciałam tylko z tobą zjeść bez wychodzenia na miasto. Sam wiesz, jakie jest ryzyko wspólnego siedzenia w restauracjach... To takie złe? —  zdawało mi się, że argument jest rzeczowy, że kłótnia nie będzie miała kontynuacji, lecz pomyliłam się.
— Złe? —  powtórzył z pogardliwym prychnięciem. Był wściekły. Wyraźnie to słyszałam, nie musiałam nawet na niego patrzeć. —  Chcesz żreć w tej obskurnej knajpie?
— Mają... —  znów załamanie głosu, czego nie mogłam powstrzymać niezależnie od tego, jak bardzo pragnęłam. —  … całkiem dobre jedzenie.
— Pełne tłuszczu i chemii, do jasnej cholery! Czy ty w ogóle o siebie nie dbasz?!
— Przecież wiesz, że dbam! I to za bardzo! —  chciałam krzyknąć, lecz nie mogłam tego zrobić. Nie po tym, ile razem przeszliśmy oraz ile dla mnie zrobił; nie po tym, gdy próbowałam zatuszować przed nim jak ważny jest dla mnie wygląd. Nie mogłam wypowiedzieć przy nim swoich myśli.
Zrobił krok w moją stronę, jednak się cofnęłam, schodząc tym samym z dywanu. Bosymi stopami dotknęłam chłodnych paneli, co wydało mi się znacznie odpowiedniejsze niż zabrudzanie puszystej ozdoby brudnymi stopami. Bałam się ciągu dalszego, ale nie mogłam nic zrobić. Seunghyun spoważniał; zaciskał zęby, a kości policzkowe znacznie się uwydatniły. Przez myśl przeszło mi, że powinnam zacząć się bać, choć jego nie potrafiłam.
— Świetnie. Po prostu świetnie —  wyciągnęłam rękę w kierunku jego twarzy, jednak jej nie dotknęłam. Pozwoliłam, by moja dłoń zawisła w powietrzu, w międzyczasie obserwując jego reakcję. Nie zrobił nic, więc kontynuowałam, uznając to za przyzwolenie; niepewnie, jakby bojąc się, że mogę go zranić, przesunęłam opuszkami palców po policzku. Nie drgnął. 
— Przepraszam. Nie musimy dziś nic jeść... albo nam coś ugotuję —  oświadczyłam, starając się włożyć w wypowiadane słowa wiele ciepłych uczuć, choć miałam wrażenie, że wyszło to potwornie.
— Może to nawet lepiej —  mruknął cicho, nie patrząc mi w oczy, jakby rzucił słowa gdzieś w przestrzeń. Przestałam poruszać dłonią, przechylając głowę. Mężczyzna wciąż milczał.
— Z czym? —  w głębi duszy czułam, że jeśli się nie odezwę, on nie odezwie się już w ogóle. Ruszył się; przeniósł na mnie spojrzenie, zupełnie puste i bez jakichkolwiek emocji.
—  Przytyłaś ostatnio. Lepiej będzie, jeśli nie będziemy jeść.
Coś we mnie pękło, jednak nie byłam w stanie określić co dokładnie. Mogło być to serce, poczucie własnej wartości lub obsesja na punkcie wyglądu- w tamtym momencie wszystko chciało się rozczłonkować. 
— Przepraszam —  odsunęłam rękę, szepcąc; stałam na środku pokoju, gdy mężczyzna wyminął mnie bez słowa i zajął miejsce na kanapie.
—  Nie przepraszaj, tylko coś z tym zrób. 
Skinęłam głową, starając się zignorować łzy napływające do oczu. Obiecałam sobie, że się postaram, co wiązało się z ograniczaniem jedzenia, przymusowymi wymiotami, męczącymi ćwiczeniami i codziennym, głośnym płaczem. Staranie się było również wypadającymi włosami, szarą skórą i brakiem chęci do życia. Było to wszystkim, co mnie niszczyło, a za nic nie mogło odbudować tego, co się pomiędzy mną, a Seunghyunem, wypaliło.
Musiało minąć wiele czasu, zanim zrozumiałam, że już nigdy tego nie odzyskam, a będę tracić jeszcze więcej. Minęło, a przez te wydarzenia zniszczyłam siebie doszczętnie, przy okazji nie będąc świadomą, że nie odzyskam już swojego dawnego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy