Doskonale pamiętam dzień, w którym wszystko się zaczęło...
24 marzec, północ.
Wpatrywałam się w zegar, wytrzeszczając przy tym nieznacznie oczy. W rytm mijających sekund, drżała mi warga.
Niczego nie pragnęłam bardziej od cofnięcia czasu.
Były moje urodziny. Właśnie skończyłam trzydzieści dwa lata.
Zdecydowanie nie był to mój świat i moja data. Nieodpowiedni czas. Nie moje święto. Miałam wrażenie, że ktoś zwyczajnie ze mnie kpi.
Telefon zadzwonił, przez co wypadłam z transu i przeniosłam na niego puste spojrzenie. Życzenia? Drżącymi dłońmi wyłączyłam urządzenie, a w przypływie rozpaczy cisnęłam nim na łóżko. Rozejrzawszy się ze strachem w oczach po pomieszczeniu, wzrok ponownie utkwił w zegarze. To był ten moment - zsunęłam się z siedzenia opadając kolanami na zimną podłogę i rozpłakałam się na dobre, chowając twarz w dłoniach. Zdecydowanie nie czułam się dobrze. Ba, wręcz nigdy nie czułam się gorzej.
Klęczałam tak na środku pokoju, miotana spazmami. Próbowałam się jakoś opanować, ale spokój nie chciał przyjść.
Wciąż w ciężkim stanie, choć już odrobinę spokojniejsza podniosłam się, powoli stawiając kroki w kierunku okna. Już unosiłam rękę w kierunku lufcika, by je otworzyć, gdy zatrzymała mnie jedna, błaha rzecz. Złota bransoletka. Przełknęłam z trudem ślinę i lekko potrząsnęłam ręką. Ten dźwięk. Tak bardzo charakterystyczny... Odwróciłam się na pięcie. Nie! Nie teraz.
Pierwszy raz w mojej głowie pojawiła się jedna, przerażająca myśl: „zabij się”. Nie sądziłam, że prezent od przyjaciółki pozwoli mi się opanować, lecz to właśnie dzięki niemu nie zrobiłam sobie krzywdy. Racja, w książkach i filmach zawsze wyglądało to inaczej, więc może... Nie, to były te myśli. Czarne jak smoła.
Przestraszyłam się. Doskonale wiedziałam, że jestem w stanie to zrobić. Pojawił się strach.
Byłam wariatką? Nie. Na pewno nie! Nie mogłam poinformować o tym ani znajomych, ani udać się do jakiegoś lekarza. Byłam zdrowa. Jestem zdrowa! To tylko chwilowe załamanie nerwowe. Każdy by się zdenerwował gdyby miał aż trzydzieści dwa lata. To normalne. W zupełności. No i przecież ostatecznie nic nie zrobiłam, prawda? Nie można tego uznać nawet za próbę samobójczą.
Z takimi myślami położyłam się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz