logo

3 lis 2017

Rozdział 4

Miesiąc później - Maj

•._.••´¯``•.¸¸.•`   `•.¸¸.•´´¯`••._.•

Burza, która we mnie tkwiła była czymś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Jakiekolwiek wspomnienie bólu czy smutku nie mogło równać się z tym, co odczuwałam stojąc z dziewczynami przed ogromnym biurkiem szefa. Czułam, jakbym wraz z obiadem połknęła kulę wiatru, która po czasie przekształciła się w huragan szalejący w żołądku, sercu, gardle oraz głowie. Mimo wrażenia, iż zaraz wybuchnę, a moje wnętrzności rozleją się po jasnych ścianach, tworząc nowy, awangardowy obraz, na zewnątrz wydawałam się spokojna. Łzy nie cisnęły mi się do oczu, nie trzęsły się dłonie, nie drżały powieki, a oddech nie był przyspieszony. Stałam jak zapomniana marionetka. Jedyne, co mogło mnie zdradzić to fakt, że znacznie wolniej mrugałam, tak, jakbym zapomniała, co jest dla organizmu potrzebne. Powoli pobierałam małe oddechy jak wodę z butelki - powoli, by się nie zakrztusić, jednocześnie gasząc pragnienie.
Yang Hyunsuk splątał długie palce; ostre światło jarzeniówek odbiło się od koperty drogiego zegarka zdobiącego lewy nadgarstek i trafiło prosto w moją twarz. Odruchowo zmrużyłam oczy, cofając także głowę, byleby jak najszybciej uciec od bólu atakującego tęczówki. Każda próba zaczerpnięcia głębokiego wdechu łączyła się z dokładaniem powietrza do huraganu - na ten moment było to jak polaniem benzyną ogniska. Nie mogłam na to pozwolić, nieważne jak bardzo tego pragnęłam. Postanowiłam to przeczekać.
Mężczyzna pochylił lekko głowę, a szara czapka zasłoniła oczy; zauważyłam, jak spogląda w bok, wprost na dębową szafkę, w której trzymał masę potrzebnych dokumentów. Westchnął ciężko i głośno, choć wciąż nie na tyle, by poraziło to moje uszy. 
Organizm był kwestią, o której nie chciałam w tej chwili myśleć. Jego funkcjonowanie zostało zaburzone. Nie wiedziałam, co się dzieje, a przy okazji: bałam się tego, czego mogłabym się dowiedzieć. Życie w niewiedzy wydawało mi się bezpieczniejsze.
Wspomniał ponownie o solowej karierze Chaerin, która, jako nasza liderka, powinna zmartwić się najbardziej. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna szeroko się uśmiechała, jakby była zadowolona z takiego obrotu spraw. Maślanymi oczami wpatrywała się w szefa, a na jej twarzy widoczna była wdzięczność. Nie powinnam się jej dziwić. Gdybym była na jej miejscu i dostała szansę na rozpoczęcie kariery jako solistka w USA, zapewne rozpad zespołu nie przejąłby mnie bardzo.
Dziewczyna zdawała się zupełnie nie przejmować. Wręcz przeciwnie: po usłyszeniu informacji odżyła. Tak, jakby ktoś zdjął z jej pleców ogromny ciężar, który powoli zaczął ją przygniatać, a ona sama nie umiała z nim nic wcześniej zrobić. Dopiero Hyunsuk był w stanie ją uwolnić, więc gdy to zrobił, zdawała się móc wybudować mu pomnik w podzięce.
Przeniosłam wzrok na Minzy. Solowy album! Czy nie brzmi to dumnie? Jej oczy nadal były rozszerzone, a pełne usta rozchylone. Jako maknae zapewne bała się nawet o tym marzyć, a tutaj niespodzianka. Chciałabym się uśmiechnąć i cieszyć jej szczęściem, ale nie byłam w stanie; nadal coś we mnie szalało. Uczucie mętliku nie chciało zniknąć i odnosiłam wrażenie, że niedługo będę musiała z tym żyć do końca swoich dni. Zupełnie jakbym adoptowała zwierzątko, które zamieszkało w moim brzuchu. Niby urocze, lecz nie do końca. 
Twarz Sandary przyozdobiona była subtelnym uśmiechem. To także nie powinno mnie dziwić. Nasza królowa wszystko przeżywała w środku, taki już miała charakter. Ach, przepraszam. Już nie nasza, nas już nie ma i nigdy nie będzie.
Sandara Park, przyszła wspaniała aktorka. Pycha i duma emanowały z jej postury, lecz nie na tyle, bym odwróciła spojrzenie. Wyglądała jak bogini, pomimo faktu, że wyraz jej twarzy porównywalny był do atencyjnej dziwki - usta ułożone w dzióbek i błysk w oku. Chodząca perfekcja.
Obok niej ja: Park Bom, posiadająca najwyższe szpilki, najkrótszą sukienkę, najgęstsze i najdłuższe sztuczne rzęsy oraz dziwne, spowolnione ruchy. Zupełnie tak, jakby mechanizm nie został dobrze nakręcony; jakby mistrz znudził się swoją marionetką, więc pozwolił jej żyć samej, zapominając o tym, że lalki tego nie potrafią.
Nie dostałam nic, oprócz zapewnienia, że „z takim głosem z pewnością dostaniesz wiele ofert duetów“. Duety! Granie drugiego planu, w czasie, kiedy czułam się od kilku miesięcy jak totalne gówno. 
— W porządku, szefie — usłyszałam radosny głos CL. Świergotała jak ptaszek wypuszczony z klatki. — Jestem przekonana, że wszystkie poradzimy sobie doskonale w naszych nowych rolach i bardzo dziękujemy za szansę, którą otrzymałyśmy.
Dostałam szansę, by ktoś zaprosił mnie do duetu. Może z tej okazji kupię mu nowego Rolexa? To przecież coś, za co powinnam być naprawdę wdzięczna! Niewiele artystów ma okazję, by czekać aż ktoś ich zauważy. Co za zaszczyt! Czekać do usranej śmierci! Wow! Jestem, kurwa, po prostu zachwycona.
Chciałam się odezwać. Może gdybym to zrobiła, Yang bardziej zastanowiłby się nad moją karierą. Kto wie, może gdzieś jest jeszcze coś, co mogłabym robić? Coś, w czym czułabym się jak ryba w wodzie. Może nie zostałabym pominięta jak śmieć, który nic w życiu nie osiągnął? Być może okazałoby się, że to błąd lub żart, a tak naprawdę również wezmę udział w czymś ważnym? Może. Zamiast tego skłoniłam się wraz z resztą dziewczyn i opuściłam pomieszczenie. Ciało nie reagowało. Zero płaczu, drżących dłoni czy też załamanego głosu. Nic, co mogło wskazywać na to, że informacja mną wstrząsnęła. Zupełnie, jakby neurony w mózgu zaczęły niepoprawnie działać i nie przekazywały zadań.
Pogratulowałam dziewczynom i zamówiłam taksówkę, licząc na to, że po powrocie do mieszkania emocje ze mnie wyjdą. Miałam tylko nadzieję, że szalejące wnętrze zazna uspokojenia - nie mogłam już tego wytrzymać.
Każda z osobna mocno mnie wyściskała, podziękowała za spędzone razem lata i życzyła dalszych sukcesów, ale w ich oczach widziałam, że jestem już skończona. Wiedziałam, że nie wierzą w swoje słowa. Cała trójka była świadoma, że teraz będzie tylko gorzej - nawet Chaerin, którą uważałam za moją jedyną przyjaciółkę. Było mi przykro, a ból miażdżył mnie od wewnątrz, czego nie było widać ani odrobinę poza moim ciałem.
Siedem lat ciężkiej pracy tylko po to, by usłyszeć, że mogę liczyć na duety... Kpina.
W domu, gdy zajęłam miejsce na łóżku, nic się nie wydarzyło. Nie rozpłakałam się ani nie uderzyłam pięścią w poduszkę. Nie czułam potrzeby okazywania uczuć; siedziałam na brzegu materaca, wzrok wlepiając w uda. Nie wiedziałam, ile czasu tak spędziłam.
Obudziłam się nad ranem ze stopami na ziemi, a resztą ciała ułożoną wzdłuż łóżka. Nie potrafiłam przypomnieć sobie tego, bym się kładła i usypiała; nie zdenerwowałam się, nie zdziwiłam - nie stało się nic. 
Najpewniej byłam zmęczona. Chciałam myśleć, że było to winą zmęczenia...

•._.••´¯``•.¸¸.•` `•.¸¸.•´´¯`••._.•

Po trzecim razie bezowocnego wsłuchiwania się w sygnał oczekiwania, rzuciłam telefonem o łóżko i wstałam, opierając dłonie o biodra. Skoro nie odbierał, musiał być zajęty. Na przekór swoim myślom i samej sobie po raz kolejny chwyciłam telefon i wybrałam numer, nasłuchując. Czwarta próba jednak również ukończyła się niepowodzeniem. Seunghyun był nieuchwytny tego wieczoru. Akurat teraz, kiedy potrzebowałam towarzystwa bardziej, niż kiedykolwiek dotychczas. Nie miałam pojęcia co robić. Mógł być w galerii sztuki, mógł spać, jeść lub pić wino. Mógł być zajęty czymkolwiek. Wydawało mi się jednak, że czegokolwiek by nie robił, nie było to wytłumaczeniem na cztery nieodebrane połączenia! Po co mu telefon, skoro nie potrafi z niego korzystać?! Ktoś powinien mu w końcu uświadomić, że jest on do kontaktowania się, a nie robienia sobie kolejnych selfie.
Sytuacja dobijała mnie z minuty na minutę coraz bardziej, a ja wciąż pozostawałam z lodem na sercu. Nie umiałam płakać; sądziłam, że nie można być już bardziej rozsypanym. Coś, co znalazło sobie dom w moim wnętrzu, nie chciało się mnie słuchać, co wyjątkowo męczyło. Wiedziałam, że gdybym mogła sobie ulżyć, poczułabym się lepiej. 
Telefon. Dzwoni telefon! Drżącymi dłońmi szybko odebrałam połączenie i chaotycznie przysunęłam aparat do ucha.
— Dzwoniłaś — jego spokojny, acz niski głos okazał się podziałać na mnie jak ciepły koc, którym przykrywa się dziecko zmęczone płaczem i doznanymi krzywdami. Wszystkie pętle zostały przerwane, a na policzkach zaczęły pojawiać się łzy. W końcu... po tak długim czasie.
— Potrzebuję cię — brzmiałam żałośniej niż kiedykolwiek, ale nie miałam siły się tym przejąć. — Naprawdę. 2NE1 się rozpadło, a wraz z nim ja. Proszę, przyjedź. Błagam. Nie radzę sobie. — westchnął ciężko. Brzmiał jakby był mną naprawdę zmęczony. Jakby... miał ochotę się rozłączyć i udawać, że nigdy do mnie nie oddzwonił. Zamknęłam oczy i poczułam, jak w gardle rośnie mi ogromna gula.
— Będę za maksymalnie pół godziny. Wytrzymaj.
Ułożyłam się na łóżku, nie dając sobie rady z wodospadem łez. Mężczyzna zachowywał się zupełnie inaczej niż mówił, przez co miałam w głowie prawdziwą pustkę. Wydawał się mieć mnie dosyć, a mimo to nie zignorował mojego zachowania, a rzucał wszystko, by potrzymać mnie za rękę i uświadomić, że koniec świata jeszcze nie nadchodzi.
Nie wiedziałam co o tym myśleć, więc postanowiłam nie myśleć nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy