logo

1 gru 2017

Rozdział 5

Odkąd rozpadło się 2NE1 wszystkie dni wyglądały identycznie; jakby ktoś, kto układał mój życiorys uznał, że monotonia nie jest niczym złym, dopóki wypełnia ją szczęście.
Nie wiem kim była ta osoba, ale miała rację. Czułam się dobrze, gdy budziłam się przy ramieniu osoby, która była mi bliska, a wieczorem, mimo, że często zasypiałam sama, wiedziałam, że kolejnego poranka znów go ujrzę. Nigdy nie padła co do tego obietnica, ale po pewnym czasie pewne kwestie stają się pewne - można to zaobserwować w ciepłym spojrzeniu drugiej osoby.
Nie wiedziałam, czy go kocham. Był dla mnie ostoją, zwłaszcza w tym zabójczym okresie. Mogłam nazwać go swoim wybawcą. Byłam wdzięczna, a mężczyzna to widział, bo starałam się pokazywać to na każdym kroku.
Nie martwił mnie fakt, że gdy on znikał, całe dnie spędzałam w samotności. Minusem było to, że czułam się jak pies, który wyczekuje przyjścia swojego właściciela, by zaznać odrobiny szczęścia.
Moje życie stanęło w miejscu, a mężczyzna rozwijał się zawodowo i dbał o kontakt ze znajomymi. Nie mogłam złościć się o to, że przygotowywał się do comebacku, znajdował się na planie filmowym czy spotykał z przyjaciółmi. W czasie, gdy zostawałam sama, byłam pewna, że wróci; oglądałam wówczas seriale, robiłam makijaż, ćwiczyłam oraz gotowałam, a nim zdążyłam się obejrzeć za siebie, był już przy mnie, odganiając tym samym wszystkie czarne myśli, które pod jego nieobecność zawsze się pojawiały.
Bałam się, że pewnego wieczoru już nie wróci, tylko zostawi mnie bez ostrzeżenia. Żyłam w strachu, mimo to nie chciałam o tym rozmawiać. Zdecydowanie wolałam jego ciepłe pocałunki w czoło i przytulanie, choć nigdy nie nazwał mnie przy tym „swoją”. Czasami nawiedzała mnie myśl, że on również nie jest „mój”. Pozostawiała za sobą spustoszenie, jednak wystarczył jego miły gest, a wszystko znikało.
Z takiej monotonii nie chciałam się wyrywać.
— Boże, jesteś taka naiwna — ostry głos Chaerin, z którą rozmawiałam przez telefon, sprawił, że nieomal spadłam z różowej chmury, na której spoczęłam trzy tygodnie temu. — Kto w ogóle chce pakować się w jakieś związki w show-biznesie? To się rozwali szybciej niż myślisz, zobaczysz. Pozna młodszą, ładniejszą, szczuplejszą i cię z nią zdradzi. Faceci to świnie.
Coś w moim wnętrzu natychmiast się zacisnęło. Młodszą! Ładniejszą! Szczuplejszą! Dobrze wiedziałam, że dziewczyna ma rację; łzy prędko napłynęły mi do oczu. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy ode mnie; ktoś, kto zasługuje na niego o wiele bardziej, kto da mu o wiele więcej niż jestem w stanie zrobić to ja. Ktoś, kogo on... będzie w stanie pokochać.
— Dlaczego mówisz takie okropne rzeczy? — szepnęłam. Wiedziałam, że brzmię niczym dziecko, które dowiedziało się właśnie, że Święty Mikołaj nie istnieje. Uważałam dziewczynę za najlepszą przyjaciółkę, a przyjaciele nie ranią, prawda? Chciałam poznać jej zdanie, zanim wyciągnę pochopne wnioski i wyrzucę bransoletkę, a tym samym pozbędę się kobiety ze swojego życia. Czułam, że jestem w stanie to zrobić.
— Bo się o ciebie martwię. Ciągle tylko Seunghyun, Seunghyun i Seunghyun. Nie poznaję cię! Tyle czasu radziłaś sobie sama, a teraz zachowujesz się jakby stał się całym twoim światem!
Gdyby tylko wiedziała, jak dobrze radziłam sobie sama, na pewno nie mówiłaby takich rzeczy.
— Radziłam sobie — skłamałam natychmiastowo. — Ale po co mam się męczyć sama, skoro on jest moim oparciem? On...
Przerwała mi ostrym tonem.
— Mam dość tego pierdolenia.
Rozchyliłam usta, zamierając w bezruchu. Nie byłam w stanie się odezwać, podobnie jak dziewczyna; zapadła cisza. Nie słyszałam jej oddechu - pomyślałam, że się rozłączyła. Szybko odsunęłam telefon od ucha, jednak gdy ekran się zaświecił, jej numer wciąż się na nim wyświetlał. Z niepewnością ponownie przysunęłam telefon do ucha.
— Chodźmy lepiej na jakąś imprezę — powiedziała po jakimś czasie, który, jak dla mnie, mógł trwać nawet kilka minut. Milczenie dłużyło się niesamowicie. Pokręciłam przecząco głową, chociaż wiedziałam, że nie może tego zobaczyć.
— Nie imprezuję od kiedy z nim jestem.
Relacje z mężczyzną nie były dokładnie określone, więc nie powinnam nazywać tej znajomości „związkiem”. Sprawa była jednak na tyle skomplikowana, że postanowiłam uprościć to sobie, a także znajomym - nawet jeśli miałoby być to niewinnym kłamstwem.
— Ach, kurwa, no tak, oczywiście — zakpiła, a w wyobraźni już widziałam jak przewraca oczami. — Rzuć w ogóle wszystko dla niego, najlepiej siebie z balkonu.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, Chaerin się rozłączyła. Miałam zaciśnięte gardło - przełknęłam ślinę z trudem. Czy gdyby wiedziała, że kiedyś naprawdę chciałam skoczyć z balkonu, mówiłaby takie rzeczy? Zapewne nie. A może jednak tak? Nie wiedziałam. W obecnej chwili wydawało mi się, że w ogóle jej nie znam. Chaerin, która była moją przyjaciółką, cieszyłaby się moim szczęściem.
Do powrotu Seunghyuna pozostało kilka godzin; ściany w mieszkaniu wydawały się być obce, a powietrze o kilka stopni chłodniejsze. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułam się tutaj dobrze, mimo to, nie chciałam stąd wyjść. Samo przygotowanie się byłoby zbyt czasochłonne, więc szybko zrezygnowałam. Brak pomysłu na dalsze zajęcie zaowocowało w wybieranie numeru do Seungriego - byliśmy w dobrych relacjach, dlatego miałam nadzieję, że nie odmówi spotkania na najbliższych dniach.
Było pomiędzy nami sześć lat różnicy, jednak dogadywałam się z nim zdecydowanie lepiej niż z osobami, które były w moim wieku. Na ten moment wydawało mi się, że pozostał mi tylko on, pomimo, że na imprezie urodzinowej znajdowało się aż ośmiu znajomych. Mojemu sercu nadal byli bliscy, jednak nie byłam pewna,  czy każdy z nich myślał o mnie w podobny sposób. Seungri był inny. Jako słońce, które rozjaśniało szare dni zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Był chodzącą słodyczą, która raz, a dobrze, rozprawiała się z moim kiepskim samopoczuciem. Był wyjątkowy. Nie znałam drugiej takiej osoby jak on.
Odezwał się dopiero po czterech sygnałach, co mnie nie zaskoczyło - zawsze był zapracowany i wychodził z założenia, że ma czas, by odebrać, jeśli ktoś jest cierpliwy.
— No, co tam? — rzucił, bez zbędnego powitania; czułam się dość niepewnie. Nie był pijany, to było pewne, jednak brzmiał tak, jakby gdzieś się spieszył. Pewnie pracował. Nie każdy jest bezrobotny i bezużyteczny tak, jak ja. Okej, być może przesadzam, bo nadal mam podpisany kontrakt, ale czekać na duety mogę do śmierci i wszystko wskazywało na to, że tak będzie. Wątpiłam w to, że stanie się inaczej.
— Masz może czas? — zapytałam naiwnie, udając, że nie usłyszałam niezbyt przyjemnego tonu. Łudziłam się, że nie wiedział kto do niego dzwonił, stąd tak nijaka reakcja. Chciałabym mieć rację.
— Ach, to Ty, noona — mruknął oschle, a mnie zatkało po raz drugi w ciągu jednego dnia. Wydawał się być zawiedziony tym, że dzwoniłam. Może gdybym czuła się dziś lepiej, wierzyłabym w fakt, że oczekuje ważnego telefonu.
Wszyscy byli tacy sami - nadawali się wyłącznie na imprezy i prezentowanie się przed kamerami jako sympatyczne osoby. Zawsze z szerokimi uśmiechami i zadowoleniem przytulali się do siebie, a gdy aparaty znikały, całkowicie zapominali o swoim istnieniu. Było mi bardzo przykro. Po tylu latach powinnam się przyzwyczaić, jednak wciąż naiwnie ufałam, że wewnątrz posiadają dobrą duszę. Wierzyłam, że ich sympatia do mnie nie jest udawana. Miałam nadzieję, że moja ekipa będzie się trzymać i trwać, jednak gorzko się zawiodłam.
— Nie za bardzo mogę rozmawiać — po jego słowach wróciłam do rzeczywistości. Zatrzymałam się gdzieś pomiędzy moim żalem, a przemyśleniami, całkowicie zapominając o tym, że na linii znajduje się druga osoba.
— Jasne, przepraszam.
— To ja przepraszam, noona — odpowiedział prędko, nie siląc się na szczery ton, tak, jakby czytał scenariusz rozmowy z kartki. — Zgadamy się kiedyś, obiecuję. Może w jakimś klubie?
Byłam zbyt smutna, by tłumaczyć kolejnej osobie, że zrezygnowałam z imprezowego życia.
— Jasne — skłamałam. — Zdzwonimy się. Trzymaj się.
— Ty też. Pa — rozłączył się. Komórkę ułożyłam na materacu, siadając obok. Spojrzałam tępo w ścianę, splątując ze sobą palce obu dłoni na udach. Jak to możliwe, że tyle rzeczy się zmieniło? Jestem stara, praktycznie nie mam pracy, nie posiadam znajomych, siedzę całymi dniami w domu, a całym światem stała się osoba, z którą kiedyś tylko wymieniałam uśmiechy i mówiłam „cześć“.
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej załamana byłam. Sprawy szły w nieodpowiednim kierunku. 2NE1 powinno wrócić z comebackiem, a ja w towarzystwie Chaerin powinnam śmiać się z naszych rozmazanych makijaży i nieuczesanych włosów, robiąc sobie niedbałe zdjęcie w lustrze. Ćwiczyłybyśmy do późnej nocy, ale robiłybyśmy to razem, więc automatycznie byłybyśmy szczęśliwe. Wszystko byłoby inaczej.
— Boli mnie głowa — jęknęłam żałośnie, choć nikt nie mógł mnie usłyszeć. — Boli mnie głowa.
Brzmiałam jakbym chciała, aby ktoś z bliskich się zmaterializował w mieszkaniu, podał mi tabletkę oraz szklankę chłodnej wody, a na koniec położył do łóżka i kazał odpoczywać.
— Boli mnie głowa — powtarzałam jak mantrę; wciąż leżałam w ubraniach na łóżku, czując, jak łzy zaczynając spływać po policzkach. — Boli.
Bom, uspokój się, do cholery, nic cię nie boli.
— Boli mnie głowa.
Chciałam przekonać samą siebie. Mamrotałam tak długo, że wypowiadane słowa stały się niewyraźne, a wkrótce odnosiłam wrażenie, że wychodzą z radia, a nie z moich ust.
Ocknęłam się, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Natychmiast poderwałam się do siadu, wzrok przenosząc na znajdujący się nieopodal telefon. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, jakby chcąc się dowiedzieć, dlaczego urządzenie znajduje się właśnie tutaj. Po czasie przypomniałam sobie dwie nieprzyjemne rozmowy; wydałam z siebie ciche „ach“ w tym samym momencie, w którym Seunghyun przekroczył próg mojej sypialni.
— Wszystko w porządku? — spytał, nie podchodząc jednak ani o krok bliżej. Robił tak od kilku, a może nawet kilkunastu dni. Spoglądał na mnie z mieszaniną troski oraz strachu, co tłumaczyłam sobie jako „nie jesteś mu obojętna”. Nie miałam na myśli tak intensywnego uczucia jakim jest miłość, jednak na pewno byłam mu bliska. Uśmiechnęłam się słabo, nie chcąc go niepokoić, choć nie byłam w stanie wydobyć z siebie więcej. Miałam nadzieję, że to wystarczy.
— Pewnie.
Podszedł, a ja zauważyłam, że nawet nie ściągnął długiego płaszcza. Chodził w nim, pomimo że w maju było już dosyć ciepło. Usiadł obok z ostrożnością, jakby bał się, że pod jego ciężarem łóżko się zarwie. Wyciągnął lewą dłoń w kierunku mojej twarzy. Obserwowałam go w ciszy, oczekując kolejnego ruchu. Dotknął mojego policzka, lekko pocierając go kciukiem.
— Płakałaś.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Odsunęłam się odrobinę, jednak nie cofnął swojej ręki.
— Nie? Nie płakałam — szybko zaprzeczyłam. Westchnął głośno ze zmęczeniem. Po raz kolejny przejechał opuszkami palców po licu, przez co odniosłam wrażenie, że coś mi tam rozmazuje.
— Widzę przecież. Czuję nawet. Masz mokre policzki i zaczerwienione oczy. Co się dzieje? Mi możesz powiedzieć.
Nie byłam tego w stanie zrobić. Obecnie był dla mnie najważniejszy, jednak to nie wystarczało. Pomimo tego wszystkiego nie byłam w stanie mu zaufać; zacisnęłam usta i pokręciłam głową, odwracając w przeciwnym kierunku. Nie chciałam teraz na niego patrzeć. Miałam tylko nadzieję, że go nie zranię. Odsunął dłoń od policzka; miałam wrażenie, że zaczyna pękać mi serce. Szybko ujęłam ją w swoją i splotłam nasze palce, chcąc zatrzymać mężczyznę jak najbliżej przy sobie.
— Przepraszam — szepnęłam, odczuwając mocny zacisk w gardle. Nie byłam w stanie głośno teraz mówić. Skinął głową, pokazując, że się nie gniewa.
— W porządku. Mam dla ciebie prezent, położyłem na stole w salonie. Mam nadzieję, że lubisz czytać.
Choć nie był to mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu, uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Miałam nadzieję, że będzie lepiej. Starałam się nie zwracać uwagi na różnice pomiędzy naszymi osobowościami.
Był to pierwszy, poważny błąd. Może gdybym nie próbowała zagłuszyć samej siebie, sprawy nie poszłyby w tak złym kierunku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy