Jiyong milczał, ze znudzenia bawiąc się złotą zapalniczką podczas pustego wpatrywania się w przestrzeń. Cyk - zamykanie, cyk - odpalanie. Raz po raz, powoli, leniwie, bez celu. Dopiero po ósmym razie odpalił papierosa znajdującego się pomiędzy spierzchniętymi wargami. Zaciągnął się Marlboro Red; uchwycił filtr fajki między chude palce, na których widniały małe tatuaże. Wypuścił dym i odchylił głowę, spoglądając na zachmurzone niebo. Nie zapowiadało się na deszcz. Nie było nawet zimno. Pogoda była idealna na taki dzień. Poruszył ramionami, zupełnie jakby chciał, aby marynarka lepiej się ułożyła; pokręcił karkiem, rozluźniając mięśnie szyi, które wydawały się być dziwnie spięte. Nerwowo potarł dłonią gładki podbródek, zastanawiając się, czy nie wyglądałby lepiej w kilkudniowym zaroście. Na tę okazję wydawało się to być odpowiednie, lecz teraz przecież nie mógł tego zmienić.
Ktoś niespodziewanie klepnął go w plecy, więc odruchowo podskoczył i odwrócił się na pięcie. Okazało się, że to jego najlepszy przyjaciel, więc jakakolwiek wściekłość odeszła i ustąpiła miejsce uldze.
— Jak się trzymasz? — zapytał go Taeyang i stanął po jego lewej stronie. G-Dragon ponownie włożył papierosa do ust i się zaciągnął, niedbale wzruszając ramionami.
— Zwyczajnie. Tak jak my wszyscy.
Youngbae roześmiał się i szturchnął, w ten sposób karcąc za słowa. Oczy wciąż pozostawały roześmiane.
— Oj, daj spokój — odparł z przekąsem. To było zadziwiające, że nigdy nie tracił dobrego humoru.
— Nikogo to nie rusza, Tae — syknął. Na te słowa mężczyzna zmarszczył brwi, nie będąc w stanie zrozumieć jego oburzenia.
— I co z tego? To normalne. Show-biznes w końcu. Serio spodziewałeś się czegoś innego? — Jiyong wyciągnął papierosa spomiędzy warg i głośno wypuścił dym, zamierzając się nim rozkoszować. Końcówkę rzucił na asfalt i przydeptał lakierowanym butem; nie mógł przypomnieć sobie kiedy je kupił.
— Nie, wiedziałem, że tak będzie. Po prostu nikt nawet nie stara się zachować pozorów, to niemal chore!
— A po co cokolwiek udawać? Sami swoi.
Słysząc to, westchnął, unosząc dłoń, by potrzeć powiekę. Dopiero po chwili zorientował się, że kilka godzin temu miał robiony profesjonalny makijaż.
— Chodźmy do środka — zaproponował, a Dong skinął głową i przystał na jego propozycję. Idąc w towarzystwie zauważył, że tylko jego obcasy wydają charakterystyczny odgłos. Zaciekawiony zerknął na trzewiki Taeyanga; posiadały mały obcas, a mimo to nie słychać było jakiegokolwiek stukania. Postanowił, że wyrzuci oksfordki na śmietnik, nawet gdyby były od Chanel.
CL prezentowała się świetnie w czarnej, obcisłej do granic przyzwoitości sukience i tego samego koloru futrze. Na nogach posiadała wysokie, sięgające ponad kolano skórzane kozaki na szpilce. Z niecierpliwością sprawdzała coś na telefonie, wyglądając jakby na kogoś czekała. Jiyong, przechodząc obok niej, klepnął kobietę lekko w ramię, chcąc się przywitać; odwróciła się jak rażona piorunem i ściągnęła z oczu ciemne okulary.
— Ji! — krzyknęła, dzięki czemu mężczyzna natychmiast się zatrzymał i podszedł do niej szybkim krokiem. Krok po kroku, stukanie za stukaniem, zupełnie jak tykająca bomba.
— Cholera, Chaerin, ciszej! — syknął przez zaciśnięte zęby, łapiąc ją mocno za ramię. — Jesteśmy w domu pogrzebowym! Na sali!
Lekceważąco wywróciła oczami; żuła gumę, a jej eyeliner jak zawsze był nienaganny.
— I co z tego? — odparła z przekąsem.
"Ach, no tak" — pomyślał, powstrzymując się od wykrzywienia warg w pełnym niezadowolenia grymasie. Mógł się przecież tego spodziewać.
— Ile daliście do urny? — zapytał nagle Taeyang, co spowodowało, że Jiyong pierwszy raz od wejścia do środka się uśmiechnął. Powoli i charyzmatycznie przeciągnął dłonią po włosach, które miał zaczesane do tyłu.
— Trzysta tysięcy won — odparł, nie kryjąc dumy, na co Chaerin gwizdnęła z podziwem. Poprawiła mu krawat, chociaż nie uważał, aby to było konieczne.
— Wow, mi by było szkoda. Dałam sto tysięcy, tyle starczy — Jiyong przeniósł na nią wzrok, dokładnie w tym samym momencie, w którym ostatecznie się od niego odsunęła. Zostawiała dzięki temu jego ubranie w spokoju, za co był jej wdzięczny.
— Właśnie, nie powinnaś przyjść w hanboku?
Stuknęła obcasem, wyraźnie niezadowolona z tego, że zwrócił jej uwagę.
— Mieszkam w USA, tam na pogrzeby chodzi się ubranym właśnie tak.
Spojrzał na jej nagie uda i skinął głową. Skóra nie błyszczała nienaturalnie, czyli nawet nie ubrała rajstop. Nieprzyzwoicie. W innym wypadku były zadowolony, lecz nie teraz.
— Jasne — odparł, jednak widać było, jak bardzo nie jest przekonany. Usłyszał gdzieś obok pełne zdenerwowania prychnięcie Youngbae, lecz było to wszystko, co wyszło spomiędzy jego ust; nie podzielił się nawet sumą, którą wrzucił do urny. G-Dragon, mimo wszystko, nie miał ochoty pytać o pieniądze. Wiedział, że dał jeszcze mniej niż Chaerin.
— Podobno zaproponowali jej debiut z Blackpink? — skinął głową, prędko zaczynając szukać po kieszeniach zapalniczki. Miał wrażenie, że mu wypadła gdy palił przed wejściem. Irytacja rosła z każdą sekundą. To było prawdziwe złoto!
— O rany... Też bym się zabiła, gdyby Papa YG mi zaproponował coś takiego — odparła z nadmiernym przejęciem, co ukoronowała pełnym kpiny uśmiechem.
— Chaerin, to był wypadek — odparł ostro Jiyong, nie zwracając uwagi na pełne podejrzeń spojrzenie Taeyanga. Na chwilę zapomniał o swojej zgubie.
Kobieta zaledwie przewróciła oczami i znów zabrała się do poprawiania jego krawatu. GD miał ochotę uderzyć ją po rękach. Stała na tyle blisko, że mógłby ją pocałować, gdyby tylko zechciał.
— Każdy wie, że była wtedy na prostej drodze, Ji. Wypożyczyła samochód po to, aby zakończyć swój marny żywot. Ostatnio często ćpała, plus jej kariera wisiała na włosku, wręcz już nie istniała. Dodatkowo ta akcja z Seunghyunem. Nie udawaj, że nie znasz prawdy.
Gdy Jiyong sądził, że gorzej być już nie może, zza jej pleców wyłonił się Lee Seunghyun, czyli osoba, która jako jedyna znała jego plany. Oczy miał zaczerwienione jako jedyny z ich czwórki; nie miał na sobie makijażu i wyglądał na naprawdę smutnego. Kobieta na ten widok puściła natychmiast krawat.
G-Dragon zaś uśmiechnął się fałszywie i poklepał go po ramieniu, a następnie objął, odwracając w stronę drzwi. Chaerin z Youngbae zupełnie to zignorowali i rozpoczęli ze sobą rozmowę. W głębi duszy był im za to wdzięczny. Nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby wyszli za nim.
— Hyung — zaczął Seungri drżącym głosem. Jiyong ponownie musiał się powstrzymywać, aby nie potrzeć powiek. Gdyby wiedział, że sytuacja będzie tak wyglądać, to nawet by tutaj nie przyszedł. Zaczynało się robić naprawdę niebezpiecznie.
— Ri, spokojnie. Nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Bom jest teraz w lepszym miejscu.
Był beznadziejny w pocieszaniu. Potrafił pisać teksty, które powalały tłumy, był w stanie rapować i miał ogromną charyzmę, a jeśli chodziło o słowa pocieszenia, leżał na całej linii. Była to jedyna rzecz, w której był naprawdę słaby. Victory uniósł na niego spojrzenie i prychnął, uśmiechając się z politowaniem. Palcem wycelował w jego tors, mocno dociskając go do ciała, na co Jiyong odruchowo się cofnął i puścił jego ramię.
— Sam chciałeś ją wykończyć — odparł oskarżycielsko. Natychmiast zaczął dookoła się rozglądać; nie poczuł się spokojniejszy gdy nikogo nie zauważył. Zmniejszył między nimi dystans, stykali się niemal torsami.
— Co ty pieprzysz? — głos miał mocny i niemal diaboliczny, lecz Lee się nie wystraszył, chyba pierwszy raz w życiu.
— Chciałeś ją zbrukać, zniszczyć, zabić, ty chory psycholu!
Jiyong natychmiast złapał go za tył szyi i zbliżył do swojej twarzy. Niewiele myśląc, wysyczał mu do ucha:
— To był cholerny wypadek, Seunghyun. Nieszczęśliwy wypadek, do kurwy nędzy. Ja nie mam z tym nic wspólnego.
Seungri zaczął się wierzgać jak zwierzę w niebezpieczeństwie; uścisk lidera był na tyle silny, że na nic mu to dało. Zacisnął mocno powieki, zaczynając głośno oddychać. Chciał się uspokoić.
— W porządku — odezwał się drżącym głosem. — W takim razie opowiedz mi, jak to było. Słucham, hyung.
G-Dragon go puścił, na co Victory natychmiast zaczął poprawiać marynarkę oraz włosy, chcąc wyglądać tak samo, jak wcześniej, zanim Ji zaczął nim szarpać. Kwon zignorował to i zaczął mówić.
— Wypożyczyła samochód na dwa dni, ponieważ chciała po prostu pojeździć. Wiesz, jak to jest, kiedy nie ma się co robić, a ona przecież praktycznie była bezrobotna. Odjechała wieczorem i tyle ją widziałem, Ri. Nazajutrz dostałem telefon od ciebie, że zginęła na autostradzie, bo, kurwa, uznała, że jazda dwieście kilometrów na godzinę nie może skończyć się źle. Głupia kobieta, no bo jak to inaczej nazwać? To przecież oczywiste, że przy takiej szybkości łatwo stracić panowanie nad kierownicą. Każdy kierowca powinien o tym widzieć. Myślisz, że mi nie jest ciężko? Mieszkałem z nią, Seunghyun. Widywałem niemal codziennie. Wiedziałem, jak wygląda rano, co zazwyczaj je, o której idzie spać, jakie gazety czyta o poranku i ile słodzi kawę oraz herbatę. Przestań mnie oskarżać, bo to boli.
Seungri milczał, wbijając wzrok w jego twarz. Wyglądało to tak, jakby analizował jego słowa, zdanie po zdaniu. Po chwili jednak potrząsnął głową, zupełnie jakby chciał odgonić swoje myśli.
— Nie ufam ci, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Wybacz.
— Nie obchodzi mnie to, co sobie myślisz — odparł Jiyong beznamiętnym głosem. — Myśl sobie co tylko chcesz, ale nie mów tego głośno, bo ja nie mam chęci tego słuchać.
Odszedł szybkim krokiem, zostawiając mężczyznę samego, pogrążonego w rozmyśleniach. Nim jednak zdążył wejść na parking, zbliżyło się do niego szybkim krokiem dwóch mężczyzn. Oboje pokazali odznaki policyjne. G-Dragon poczuł chęć, aby przełknąć ślinę, lecz tego nie zrobił.
— Panie Kwon, chcielibyśmy porozmawiać na temat relacji łączącej pana z panną Bom — Jiyong spojrzał na niego najbardziej chłodnym wzrokiem, jaki był w stanie z siebie wydobyć. Nie miał już siły ani ochoty słuchać o tej kobiecie.
— Nie było żadnej relacji, mówiłem już wam o tym. Przesłuchiwaliście mnie przecież. Nawet przeszukaliście mi mieszkanie. Czego jeszcze chcecie?
Jego głos brzmiał jak ten od automatycznej sekretarki, ale widział, że tak będzie najlepiej. Nie powinien ukazywać żadnych emocji - na twarzy, w gestach, w spojrzeniu, nawet w tonie głosu. Musiał zachowywać się jak kukła, tak było najłatwiej. Nie chciał wzbudzać żadnych podejrzeń.
— Znaleziono złotą bransoletkę panny Park za kanapą w pańskim mieszkaniu — odparł drugi mężczyzna, tak samo mechanicznym i sztucznym głosem jak on. Kwon dał radę się opanować, dzięki czemu nie spojrzał na niego z szokiem.
"Och, kurwa" — pomyślał, wciskając dłonie zaciśnięte w pięści do kieszeni spodni. Zupełnie o tym zapomniał.
Tego dnia niebo było zachmurzone, papierosy smakowały tak samo, jak zawsze, lecz Jiyong uświadomił sobie, że może jednak nie wszystkie decyzje w jego życiu były właściwe.
•._.••´¯``•.¸¸.•` `•.¸¸.•´´¯`••._.•
2 maj 2016 - 28 lis 2018
Mój poziom zadowolenia z tego FF jest na minusie. W mojej głowie ta historia miała być czymś ciężkim w odbiorze, czymś przygnębiającym, czymś, co porusza obszar taki jaki narkotyki, alkohol oraz zdrada. Zaczęłam pisać i wyszło z tego jedno wielkie NIC. Byłam zadowolona z pomysłu na fabułę, lecz wykonanie jest słabe. Dwa i pół roku czasu. 29 923 słów, czyli w przybliżeniu 30 000. A ja jestem niezadowolona.
Mam jednak nadzieję, że Wam się podobało. Dziękuję wszystkim, którzy czytali na bieżąco, wszystkim, co czytali po ukończeniu i tym, co porzucili w środku, chociaż tego nie przeczytają. Dziękuję.